Polski MoodleMoot a.d. 2014 był moim pierwszym w przestrzeni rzeczywistej. Spośród wszystkich znanych mi konferencji jest ona najbliższa ideałowi flipped conference. Tak, nie ma jeszcze pojęcia flipped conference, jest tylko flipped classroom, ale czas je powołać. Podczas klasycznych zajęć w klasie jest trochę jak na poważnej konferencji. Nie ma czasu na pytania! Czasami organizatorzy, żeby referentowi nie było przykro motywują prowadzącego sesję do zdania choćby jednego pytania. Bywa też, że organizatorzy wobec jak zwykle napiętego programu i naturalnych opóźnień z wdzięcznością przyjmują brak pytań! Na tej konferencji było tak jak powinno być na każdej konferencji – prezentacje były początkiem żywej dyskusji. Gdyby więc slajdy były dostępne w sieci przed konferencję, gdyby wszyscy je obejrzeli a może nawet wysłuchali prezentacji tak jak w trybie flipped classroom byłaby sama dyskusja. Technicznie jest to możliwe! Problem jest jednak inny, co wyszło w końcowej dyskusji. One size fits all ma swoje ograniczenia. Trudno jest pogodzić interesy wszystkich uczestników. Informatycy (administratorzy) wolą więcej kwestii technicznych, dydaktycy, którzy często muszą być administratorami wolą nieco inną tematykę. Nie wszyscy także będą gotowi poświęcić nieco czasu, aby przed konferencją zapoznać się z referatami. Cóż, jak to u nas bywa potem będą głośno narzekać, że jest za mało czasu na dyskusję! Ale i tak konferencja pozostanie w mojej pamięci jako jedna z bardziej inspirujących. Może ja też dorzuciłem coś do tego prezentując mój paradoks edukacyjny. W edukacji najwięcej czasu poświęcamy słowu pisanemu i mówieniu czyli klasycznym zajęciom, co słabo sprzyja zapamiętywaniu i odpowiada zgodnie z taksonomią Blooma umiejętnościom myślenia niskiego poziomu, a najmniej czasu poświęcamy temu, co najważniejsze – analizowaniu, ocenianiu i tworzeniu czyli umiejętnościom myślenia wysokiego poziomu, które zdobywa się przez grupowe dyskusje, praktyczne ćwiczenia i uczenie innych.