Od kiedy pamiętam walczyłem z mało przystającymi do oryginału tłumaczeniami terminu eLearning. Nie poległem, ale nasłuchałem się sporo na temat mojego rzekomego braku szacunku dla języka ojczystego. A mnie po prostu do białej gorączki doprowadzało mówienie o e-nauczaniu, bo znam niestety dla mnie angielski i rozróżniam czasowniki to teach i to learn. Aby więc nie kontynuować tej akademickiej dyskusji… rozpętuję nową? Będę pisał na tym portalu o Technology Enhanced Learning.